Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Grubasek onieśmielony wspaniałością przechodniów, przystąpił pokornie, i kłaniając się mówił:
— Mości Panowie! Śmiem upraszać..... aby kużden szedł jako chce..... jeno aby tu nie stoić.....
— A to znów co za exorbitancye? Co ty Kuba, mnie myślisz rozkazować?
Słowa te, wyrzeczone gromkim głosem, wyszły z samego środka gromady, i przed oczami Kuby ukazał się, ani mniéj ani więcéj, tylko sam Pan Burmistrz Freimuth.
— O Jezu! A zkąd ja mógł wiedzieć, że i Pan Burgemeister tutaj? Wybacz Wasza Dostojność, przepraszam uniżenie, aleć ja muszę tu ład czynić, bo Pan Schultz okrutnie poryża na to, że mu przed oknyma zawdy kupa ludzi przystawa, i wydziwia nad oném utrapioném okienkiem. Już mu — powieda — kamienica obrzydła. Owóż, kazał mi politycznie one kupy rozpędzać. Ja tedy dziesięć razy na dzień tędy chadzam, a zawdy kogo zdybię, i mam z tego sto nieprzyjemnościów, bo abo zdybani mię obiją, abo Pan Schultz mię wygrzmoci. Rób co chcesz, zawdy biéda.
— Nie boj-sa Grubasek. — Odparł ze śmiéchem Burmistrz. — Już dziś ja sam się z Panem Schultzem rozprawię.

Tu jeden ze stojących, piękny młodzieniec o błękitnych oczach i złocistym wąsie, zapytał:
— I wy mój człeczku, sami widzieli, jak ona panienka tamtędy wyleciała?