Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.


XI.

Wtóre wesele.




O



(O!..... I znowu się gapią. I to nawet jakoweś Mościpany. A wżdy i tych trza przepędzić.
Tak mruczał Kuba Grubasek, spostrzegłszy kupkę ludzi zgromadzonych przed Bursztynowym Domem. Byli to widocznie przyjezdni, jacyś panicze polscy, dorodni, pełni buty, i pomimo przedpołudniowéj pory, odświętnie przystrojeni. Niebieskie i czerwone ich wyloty, migały w powietrzu jakby proporczyki, bo rękami podniesionemi pokazywali sobie w górze okrągłe okienko, i powtarzali z wykrzykami podziwu:
— Jakoż to? Oném oczkiem? Nie może być.
— A wszelako było.
— Istne mirabilium!