Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A jakoweż dokumenta mogą być? — Odparł Majster. — Chyba one szatki, co je miała na Leopolskim Rynku. Chcesz Waszmość, to choć to pokażę. Wołać mi tu Minę!
I przywołanéj Minie rozkazał, aby przyniosła «kinderkowe» szatki.
— Jest-ci — dorzuciła Hedwiga — i ten kochany Szkaplirzyk, aleć on nic nie powié.
To mówiąc, z pod krézy wyciągnęła Szkaplerz mocno już znoszony.
Pan Kaźmiérz pochwycił skwapliwie ten przedmiot, co przed chwilą spoczywał na jéj łonie, i ucałował go z podwojoném nabożeństwem.
— I Wacpanna zawdy to nosisz?
— O, zawdy! Już się sznurek przetarł, że ledwie dyszy, ale ja nie kładę nowego, bo to ten sam, uważ-że Wasza Miłość, ten sam co mi tam kładły Rodzice, pewnie dufający jako mię ta świętość zasalwuje.
— Aha! I pięknie zasalwowała! — Podchwycił szyderczo Pan Schultz.
— Aj, nie gadajcie tak Dobrodzieju. Zasalwowała, i jak jeszcze! Wszakcim ja nie ostała u Tatarów, jeno u Dobrodzieja chowam się po Chrześcyańsku.
Tu pochyliła się do kolan Rajcy, a ten, głaszcząc ją po głowie, mówił:
— Ej, ty ty łasico, ty zawdy umiész wszystko miodem posmarować.
Widząc tę pieszczotę, chociaż zupełnie ojcowską, Pan Kaźmiérz zacisnął pięści pod stołem, i miał ochotę powiedzieć Panu Majstrowi coś