Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Generał prosił o szklankę wina, zanim odpowie na pytanie. Po wypiciu wina czuł się nieco pokrzepionym i tak zaczął:
— Zwierzyłeś się mi pan, że masz zamiar przyjechać tutaj dla odwiedzenia swych serdecznych przyjaciół i swoich dzieci. Otóż ja znowu chcąc panu oszczędzić podróży, pieszo do Bagnolettes przybyłem za panem i stanąłem, niczego nie domyślając się, w oberży należącej do tego niegodziwego człowieka, który mię o mały włos nie pozbawił życia.
— Czemuż jednak przypisać ten gwałt? Dlaczego nastawał na pańskie życie? pytał Moutier.
— Posprzeczaliśmy się o małego chłopca, który tak nędznie i chorowito wyglądał, że miałem litość dla biedaka, opowiadał Generał. Jakoż dałem mu sztukę złotą, 20-frankową, ażeby mi za franka kupił tytoniu a resztę zatrzymał dla siebie; lecz niewątpliwie pieniądze te pochwycił gospodarz, gdyż już wcale nie widziałem chłopca. Starałem się zasięgnąć bliższych o nim wiadomości, jakoż na zajutrz powiedziano mi, że chłopiec jest żebrakiem, i że z tego tytułu oddano go do służby właścicielowi oberży. Przekonałem się, że tenże z nim bardzo okrutnie obchodził się, oświadczyłem więc gotowość powierzenia chłopca gdzieindziej. Złoczyńca ten jednak stanowczo się temu oparł. Kiedy mu zaś zagroziłem, że się zwrócę do naczelnika gminy, wpadł w straszliwy gniew. Przytem popełniłem wielki błąd, pokazując mu