Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skoro zaś wszystko ukończył, stanąwszy w wojskowej postawie rzekł:
— Czyś zadowolony panie Generale? Jakież dalsze otrzymam rozkazy?
— Dobrze, odpowiedziała Elfy bacznem spojrzeniem obrzuciwszy cały pokój, teraz idź pan do kawiarni będącej na końcu wsi, i przynieś nam tu mleka. Będę panu wdzięczną, skoro zabierzesz ze sobą dzieci, aby zapoznały się z drogą i tym sposobem aby mogły później same nosić.
Moutier wziął za rękę Jakóba i Pawła i wszystko troje oddalili się z wesołym śmiechem.
— Proszę pani, racz mi dać mleka, rzekł Moutier do grubej wieśniaczki, która właśnie tylko co wydoiła krowę.
Kobieta odwróciwszy się spojrzała ze zdziwieniem na nieznaną jej twarz a potem zapytała:
— Wiele pan sobie życzysz?
— Wiele? powtórzył Moutier. Rzeczywiście nie zapytałem się o to; daj mi więc pani tyle, ile zawsze biorą.
— Ba! Ale kto bierze?
— Pani Blidot, właścicielka oberży pod Aniołem Stróżem.
— Jakto? To jesteście u niej w służbie? Odkąd?
— Od wczoraj i to na chwilę tylko, odpowiedział Moutier.
— A to ciekawe! szepnęła do siebie wieśniaczka, odmierzając trzy litry mleka.