Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dząc przez wieś i nie będąc widzialnym przez twego pana? zapytał Moutier. Nie chciałbym spotkać się z tym niedobrym człowiekiem, obawiam się bowiem, że nie mógłbym powstrzymać się od gniewu, a to by się skrupiło na twojej skórze.
— O to prawda panie, odpowiedział Piotrek, ale można zajść z tyłu domu i wyrzucić węgle z worka do komórki będącej po za stodołą.
— Więc chodź ze mną, rzekł Moutier, zarzucając worek na plecy.
Piotrek przypatrywał się mu ze zdumieniem.
— O mój dobry panie, zawołał, powiedz Najświętszej Pannie, że jestem jej bardzo wdzięczny, za zesłanie mi ciebie na pomoc. Dobra Matka Boska. Ten mały miał słuszność, dodał, patrząc rozradowany na uśmiechającego się Jakóba.
— Wszak ci to przyobiecałem, odpowiedzia Jakób z miną tryumfującą.
Moutier uśmiechnął się na tę wzruszającą prostotę dzieci.
Wkrótce też dotarli do komórki na węgle. Moutier, wypróżniwszy worek chciał się oddalić. Wtedy to rzekł Pietrek nieśmiało:
— Kochany panie, czy będziesz łaskaw poprosić Matki Najświętszej, aby mi przysłała co do zjedzenia? Dają mi tak mało, że mię tu zawsze boli, dodał, pokazując na żołądek, i jestem bardzo, bardzo głodny.
— Biedaku! odpowiedział Moutier. Coś ci powiem. Oto przyjdź do gospody pod Aniołem