Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

panią Blidot i pana Moutier, który paląc fajkę rozmawiał z gośćmi.
— Panie Moutier, rzekł Jakób jesteś pan taki dobry. Spiesz więc na pomoc jednemu biednemu chłopcu, bo on o wiele więcej nieszczęśliwy niż Paweł i ja. Nie może uciągnąć wielkiego worka z węglami; chciałem mu dopomódz, ale cóż kiedy worek się rozdarł, i teraz boi się wracać, bo go pan niezawodnie wybije. Matka Boska kazała powiedzieć panu, abyś dopomógł temu biedakowi.
— Gdzieś się widział z Matką Boską, moje dziecko i gdzie ona wydała ci to polecenie? zapytał Moutier.
— Nie widziałem jej, ale odczułem w mojem sercu. Wszak to za jej rozkazem pospieszyłeś pan i nam z pomocą; trzeba więc, żebyś uratował i owego nieszczęśliwego.
— Dobrze, kochany Jakóbie. Idę z tobą.
Moutier towarzyszył chłopcu, uprosiwszy Elfy, żeby przy sobie zatrzymała Pawła. Jakób poprowadził żołnierza szybko w ulicę, mianowicie do miejsca, gdzie spotkali biednego chłopca. Moutier poznał go natychmiast, był to bowiem Piotrek gałganiarz, ofiara niegodziwego p. Bouruier, właściciela znajomej czytelnikowi oberży.
Moutier zbliżył się do niego tknięty litością, obejrzał worek, wyjął z kieszeni igły i nici, dwie rzeczy, które każdy żołnierz musi mieć zawsze przy sobie i zaszył otwór zrobiony w takowym.
— Czy można zanieść ten worek nie przecho-