Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powiedział Jakób, nic to przecież nie szkodzi; proś ją tylko, a niezawodnie ci dopomoże.
— O jakże byłbym szczęśliwy! odrzekł chłopiec. Jeżeli jednak będę ją głośno wzywał, usłyszy mię mój pan i znowu obije.
— To też nie potrzebujesz krzyczeć, lecz przeciwnie mów bardzo cicho : „O święta Matko boża, ratuj mię! Ty, któraś jest opiekunką zasmuconych dopomóż mi!
Mały nędzarz powtórzył słowa Jakóba, czekał chwilę i rzekł:
— Nikt nie przychodzi; muszę dalej ciągnąć mój worek, bo mój pan czeka.
Zatrzymaj się chwilę, wyrzekł Jakób; pomogę ci; obadwaj razem pociągniemy go. Matka święta nie przybiegła zaraz, ale jednak dopomoże ci.
Jakób kazał Pawłowi popychać worek z tyłu, gdy tymczasem on z chłopcem nieznajomym z taką siłą zaczęli go ciągnąć, że worek rozdarł się o ostry kamień, a węgle poczęły się z niego wysypywać. Dzieci zatrzymały się przerażone, ale Jakób w krótce odzyskał przytomność umysłu. Zaczekaj, rzekł, zostań tutaj, zawołam pana Moutier, on jest bardzo dobry. Jego to właśnie na naszą pomoc zesłała Matka Boska, ona go i tobie ześle. Chodź Pawle, prędko!
Wziąwszy się za ręce biegli tak szybko, jak na to pozwalały siły Pawła, wkrótce też ujrzeli