Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Stróżem, polecę cię pani Blidot, jest to kobieta tak dobra jak mało.
— Nie mogę, zajęczał Pietrek. Mój pan mię zabije, jak się o tem dowie, bo śmiertelnie nienawidzi pani Blidot.
— W takim razie poproszę ją o co dla ciebie i przyniosę. Później zaś będzie ci przynosił jedzenie dobry Jakób. Czy zgadzasz się na to chłopcze?
— Z największą przyjemnością. Codzień zachowam dla niego moje śniadanie. Ale jak tu przynieść? Boję się jego pana.
— Możesz je złożyć w wypróchniałem drzewie stojącem przy studni, rzekł Pietrek. Zawsze tam chodzę po wodę.
— Zgoda! zawołał Moutier, za kwadrans będziesz miał tyle, że się doskonale nasycisz. Jakób przyniesie ci do studni. No, chodźmy, żeby nas nie spostrzegł gospodarz, bo wtenczas, biada Piotrkowi.
Moutier oddalił się z Jakóbem. Powróciwszy zaś do gospody pod Aniołem Stróżem, opowiedział pani Blidot o wypadku z Piotrkiem i prosił jej, aby pozwoliła Jakóbowi dawać mu codzień jałmużnę.
— Nie chcąc przecież narażać pani, rzekł, na nowy wydatek, zapłacę za wszystko, co udzielisz biednemu chłopcu. Trzeba zatem, żebyś obrachowała wiele to będzie kosztowało. Przyjdę raz lub dwa razy do roku, dla spłacenia mego długu.