Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rzodkiewka nie wchodzi do rachunku, odpowiedziała pani Blidot.
Kiedy żołnierz gotował się do płacenia, postawiła przed nim Elfy, której generał coś szepnął na ucho, kieliszek wódki i szklankę kawy.
— Tego wcale nie zamawiałem, wyrzekł żołnierz prawie przerażony.
— Wiem, odpowiedziała Elfy; nie należy to wszakże do śniadania; podobny dodatek otrzymują u nas wszyscy prawie żołnierze bezpłatnie.
Żołnierz natychmiast zabrał się do spożycia tych przysmaków i z pewnem zadowoleniem wypił i wódkę i kawę.
— Serdeczne dzięki, moja panienko, rzekł zwracając się do Elfy. Nie zapomnę nigdy ani o gospodzie pod Aniołem Stróżem, ani o jej właścicielce.
Wtem zbliżył się do niego generał, pytając:
— Dokąd idziesz młodzianie?
— Do Bagnoles, odparł żołnierz.
— Ja tam także idę, zawołał generał, spotkamy się więc na stacyi kolei żelaznej i razem odbędziemy podróż.
— Za wiele honoru, łaskawy panie, mówi żołnierz, bo właściwie ja zdążam do Damfrout, a ztamtąd mam zamiar pojechać pocztą.
— My także; wtrącił generał, a to dziwnie się jakoś składa. Pojedziemy zatem jutro wszyscy trzej razem; wszyscy jednego fachu, bo żołnierze.
— Ja muszę iść zaraz, bo mię oczekują dzi-