Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wną przykrość, że tak hucznym śmiechem przyjmują jego projekt ożenienia się.
— Właściwie, nie wiem doprawdy, rzekł, z czego tu się tak śmiać? Bardzo wielu rosyan poślubiło francuzki, niektórzy byli nawet w moim wieku, a przytem chociaż to hrabiowie, żyli szczęśliwie z mieszczankami; nie widzę zatem powodu, dlaczego mój projekt taki śmiech wywołał. Czy rzeczywiście jestem już tak stary, tak brzydki, tak głupi, tak zły, że jedna z kobiet nie chciałaby mię pojąć za małżonka? Powiodz że mi Moutier, czy nie mógłbym się ożenić tak dobrze jak i ty?
— Zapewne generale, zapewne, odpowiedział Montier, przygryzając usta; tylko że stanowisko pańskie o wiele przenosi nasz stan, i ztąd też wydaje się niezmiernie komicznem, aby hrabia, generał i człowiek tak kolosalnie bogaty, mógł zostać moim szwagrem. Z tego się właśnie śmiejemy.
— Wreszcie, rzekł generał, wszak to tylko żart, i najniezawodniej pani Blidot nie zgodziłaby się nigdy na to.
— Niezawodnie, że nigdy, odpowiedziała pani Blidot ze śmiechem. A dlaczego pan wyłożyłeś tak wszystko złoto, kosztowności i pieniądze. Co pan będziesz robił z tylu zegarkami?
— Co będę robił? powtórzył generał, zaraz pani zobaczysz. Elfy, oto jest zegarek twój, Moutier zabierz ten, gdyż do ciebie należy. Jakóbie,