Przejdź do zawartości

Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zamknął oczy, chwycił się linki ze sznurów i począł szeptać:
Ave Maria piena di grazia!
Powiew wietrzyka otrzeźwił go. Mularczyk zebrał siły i wspinał się dalej ku pogodnemu, czystemu niebu; nie bacząc na głosy ziemi, wciąż powtarzał:
Ave Maria piena di grazia!
W chwili tej na szeroki i prawie płaski dach katedry wstępowali członkowie Rady, kierujący budową świątyni. Zaprosił ich książę, aby wytknęli plan głównej wieży. Między nimi znajdował się Leonard da Vinci. Jego projekt, wydał się radcom za śmiały, niezgodny z tradycyami architektury religijnej.
Obradowali, nie mogąc dojść do porozumienia. Jedni mówili, że zewnętrzne kolumny są za słabe, drudzy, że katedra mogła przetrzymać wieki.
Leonard, jak zwykle, nie brał udziału w dyspucie. Wtem zbliżył się do niego robotnik i list mu wręczył.
— Jakiś jeździec, przybyły z Pawii, czeka na placyku, na dole — rzekł.
Mistrz odpieczętował pismo i czytał:
„Leonardzie, przybywaj do mnie jak najprędzej. Muszę się z tobą widzieć. Książę Jan Galeas, 14 października“.
Artysta przeprosił członków Rady, zbiegł szybko, dosiadł konia i podążył do pałacu w Pawii, odległego o kilka godzin drogi od Medyolanu.

IV.

Kasztany, wiązy i klony olbrzymiego parku nurzały się w potokach słonecznych promieni; zwiędłe liście, spadając z drzew, fruwały, jak motyle. Fontanny były wyschnięte.
Zbliżając się do pałacu, Leonard ujrzał karła. Byłto stary błazen Jana Galeasa, który pozostał wierny swemu panu, choć opuścili go inni słudzy.