— Kłamiesz, Gorgolio.
— Niech mi oczy wylezą, niech mi język wyschnie, jeżeli choć jedno słowo dodaję. A nie dość na tem. Przechwalają się jeszcze „Zwyciężymy wszystkie narody — mówią — a potem zagarniemy wszystkie morza i ziemię, porwiemy Turczyna i zdobędziemy Konstantynopol; postawimy znowu krzyż na Górze Oliwnej. A wtedy zrobimy sąd nad wami. Jeśli się nie poddacie naszej władzy, zgładzimy was z powierzchni ziemi.“
— Ciężkie czasy, bracia — mówił bednarz Mascarello — nie było jeszcze takich na świecie.
Wszyscy umilkli. Wśród ciszy podniósł głos zakonnik, Brat Tymoteusz, i zawołał:
— Tak mówi prorok Pański, Savanarolla: „Oto nadchodzi człowiek, który podbije Włochy, nie wyjmując miecza z pochwy. O, Florencyo! O, Medyolanie! Pokutujcie! Pokutujcie! krew Jana Galeasa, krew Abla, zabitego przez Kaina, woła o zemstę do nieba!“
Młody robotnik wspinał się po wązkiej drabinie na jedną ze skalistych wieżyczek, strzelającą obok głównej kopuły: niósł posąg świętej Katarzyny męczenniczki, aby go umieścić na szczycie wieży.
Naokoło widział kamienną koronkę, utworzoną z kwiatów, fantastycznych liści, twarzy proroków i aniołów.
Ten cały świat marmurowy był olśniewającej białości. Nad głową robotnika szybowały jaskółki, one jedne mąciły niepokalaną ciszę wyżyn. Głos tłumów, dolatujący z dołu, wydawał się szelestem skrzydeł motyli.
Nagle, na placyku zrobiła się cisza; jęknął dzwon. Mularz zatrzymał się, spuścił wzrok na dół, zdało mu się, że cały gmach chwieje się pod jego nogami i że lekka wieżyczka ugina się, jak trzcina.