Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co? Więc już są tutaj.
— Tak, są już w Padwie... Dajcie mi odsapnąć... biegłem, jak zając... chciałem pierwszy oznajmić wam tę nowinę.
— Napij-że się wina i gadaj. Jacy są owi Francuzi?
— Nie trzeba im włazić w drogę. Kłótliwi, gwałtowni, bezbożnicy, mają ze sobą ośmiołokciowe łuki i kalubryny, bronzowe bomby i kartacze, wiozą konie cudaczne, jak lwy morskie z obciętemi ogonami i grzywami.
— A dużo ich tam jedzie? — pytał krawiec Moso, rudy z wesołemi oczkami.
— Pokryli już całą dolinę, jak chmara szarańczy, nie widać ziemi. Za wszystkie nasze nieprawości i grzechy Bóg zesłał na nas szatanów północnych.
— Za co im urągasz, Gorgolio — wtrącił Mascarello. — Wszak są naszymi sojusznikami i przyjaciółmi.
— Dyabli z takimi sojusznikami. Tacy przyjaciele gorsi od wrogów.
— Czemuż Francuzi mają być naszymi wrogami?
— Bo tratują nasze pola, nasze winnice, bo rąbią nasze drzewa, porywają bydło, rabują wieśniaków, gwałcą dziewczyny. Król Francyi jest rozpustnikiem. Choć zaledwie nogami powłóczy, myśli tylko o dziewczętach i ma portrety wszystkich pięknych Włoszek, w takim stroju, jak je Pan Bóg stworzył. „Nie zostawimy w spokoju ani jednej dziewczyny od Neapolu do Modyolanu“ zapowiadają jego żołnierze.
— O! nędznicy! — wrzasnął Scarabullo, uderzając w stół pięścią tak silnie, że aż brzękły szklanki.
— Nasz książę — ciągnął dalej Gorgolio — jest pokornym służką francuzkiego króla! Ci barbarzyńcy nie uważają nas za równych sobie „Jesteście złodzieje i mordercy — powiadają — otruliście własnego monarchę, daliście umrzeć z głodu niewinnej dziecinie. Dlatego Bóg was karze i dozwala, aby wasz kraj przeszedł w nasze ręce“. My ich przyjmujemy szczerem sercem, a oni karmią swoje konie jadłem, przygotowanem dla ludzi. „Niewiadomo, czy nie wsypaliście trucizny — jak waszemu księciu“ — powiadają.