Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bądź co bądź Konstantyna, ochłonąwszy wkrótce, kazała uwolnić trybuna, który wtedy stawił się w pałacu Gallusa, jak gdyby nigdy nic, i „połknąwszy zniewagę” w milczeniu, nie wysłał nawet odpowiedniego raportu, może z obawy, aby tak hańbiąca kara w karjerze dworskiej mu nie zaszkodziła.
Za to teraz, przez cały ciąg podróży Gallusa z Antyochii do Medyolanu, Scudillo wsiadał do jednego wozu z cezarem, na chwilę nie zostawiając go samego, otaczał go służalczą uprzejmością, narzucał się bez przerwy i wogóle obchodził się z nim jak z dzieckiem kapryśnem i chorem, którego z wielkiej miłości opuścić nie może.
W czasie niebezpiecznych przepraw przez rzeki, lub na trzęską gacią wysłanych bagniskach Illirii, Skudillo z całą troskliwością obejmował rękoma stan Gallusa. Gdy zaś ten usiłował uwolnić się z tych objęć, ściskał go jeszcze silniej i czulej, zapewniając, że prędzej zgodzi się umrzeć, aniżeli pozwoli, żeby tak drogocenne życie mogło być na najmniejszy szwank narażone.
W dziwnem jakiemś zamyśleniu zwykł on ze słodkim uśmiechem wpatrywać się z tyłu w szyję Gallusa, białą i gładką, jak szyja młodej dziewczyny. Pod wpływem tego badawczego wzroku cezar uczuwał niesmak i odwracał się. W takich chwilach musiał się hamować, żeby uprzejmemu trybunowi nie wymierzyć policzka. Ale biedny więzień opanowywał się szybko i poprzestawał na tem, że płaczliwem tonem zaczynał dopraszać się wstrzymania podróży dla marnego choćby posiłku, gdyż pomimo wszystkiego pozostał mu zdumiewający apetyt. W Petobyonie w Noryce przyjęli ich nowi wysłannicy cesarza: komesowie Barbacyon i Apodemus na czele kohorty nadwornych legionistów.