Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zywania losu ze wzgardliwym uśmiechem. Nie obawiał się śmierci, lecz jedynie przegrania tych bezcelowych, ale upajających zapasów z siłami wyższemi.
Żołnierze szli za nim oczarowani, zarażeni jego szaleństwem.
Persowie, śmiejąc się z wysiłków oblegających, rozgłośnym śpiewem sławili syna słońca, króla Sapora, i wykrzykiwali do Rzymian z podobłocznych baszt Maogamalki:
— Prędzej dostanie się Julian do pałacu Ormuzda, aniżeli do naszej twierdzy!
W ogniu potyczki Julian cichym głosem polecił zanieść wodzom rozkazy.
Ukryci w podkopie legioniści weszli do środka miasta przez piwnicę jakiegoś domu, w którym stara piekarka perska, rozczyniająca ciasto, wydała okrzyk przerażenia na widok żołnierzy rzymskich. Zabito ją.
Następnie, skradłszy się niepostrzeżenie, wpadli z tyłu na oblężonych. Persowie, porzucawszy broń, rozproszyli się po ulicach Maogamalki. Wtedy Rzymianie otwarli zwewnątrz bramy, i miasto z dwóch stron było wzięte.
Od tej chwili żaden legionista nie wątpił już o tem, że cesarz za przykładem Aleksandra Macedońskiego podbije całe państwo perskie aż do Indu.
Wojsko zbliżyło się do Ktezyfonu, południowej stolicy Persyi. Okręty pozostawały na Eufracie.
Julian z tą samą szybkością gorączkową, prawie czarodziejską, która nie dawała nieprzyjacielowi czasu do opamiętania, odnowił starą budowlę rzymską, kanał przekopany przez Trajana i Septymiusza Sewera, a zasypany przez Persów.