Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kanałem tym flota wypłynęła na Tygrys, nieco powyżej Ktezyfonu. Zwycięzca znalazł się w samem sercu azyatyckiego cesarstwa.
Nazajutrz wieczorem Julian, zgromadziwszy radę wojenną, oznajmił, że wojska mają się przeprawić nocą na brzeg przeciwny pod mury stolicy. Dagalaif, Hormizda, Sekundyn, Wiktor, Salustyusz, wszyscy mężowie wypróbowani w bojach, przerażeni byli tym projektem i długo zaklinali cesarza, aby się zrzekł myśli tak zuchwałej. Wystawiali mu znużenie żołnierzy, szerokość rzeki, gwałtowność prądu, stromość brzegów, blizkość Ktezyfonu i niezliczonej armii króla Sapora, wreszcie nieuniknione niebezpieczeństwo natarcia Persów w chwili przeprawy. Julian nie chciał słyszeć o niczem.
— Przez czas naszego wyczekiwania — zawołał wreszcie zniecierpliwiony — rzeka nie zwężeje, brzegi nie staną się mniej strome, armia zaś Persów powiększa się z dniem każdym nowymi posiłkami. Gdybym rad waszych słuchał, bylibyśmy dotychczas jeszcze w Antyochii.
Wodzowie wyszli z namiotu zaniepokojeni.
— Nie wytrzyma! — szepnął z westchnieniem wytrawny i przebiegły Dagalaif, barbarzyńca, osiwiały w służbie rzymskiej. — Przypomnicie sobie moje słowa! Wydaje się wesołym, śmieje się nawet, ale jego twarz nic dobrego nie zapowiada. Widziałem taki wyraz u ludzi blizkich rozpaczy, znużonych śmiertelnie. Złowróżbna to wesołość!
Gorący, mglisty zmrok zapadał szybko na gładkie fale wspaniałej rzeki. Dano sygnał. Pięć galer odbiło od brzegu, wioząc czterystu żołnierzy. Przez długi czas słychać było miarowe uderzenia wioseł. Potem ucichło wszystko. Ciemności stały się nieprzeniknione. Julian wpatrywał się bacznie z brzegu, uśmiechem pokrywając wzru-