Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ry od wielu długich lat nie przemówił do nikogo słowa, mrucząc bez ustanku: „Panie, o Panie! użycz mi łez, użycz litości, użycz mi pamięci śmiertelnej!”
Powietrze było ciężkie, jak w grobie, duszne, przesycone zapachem kadzideł, topionego wosku, palącej się oliwy i oddechami wszystkich chorych.
Julian w dniu tym czytać miał Apokalipsę.
Poczęły powstawać okropne obrazy objawienia.
Oto płowy koń w obłokach, a tego, który siedzi na nim, imię — Śmierć. Wszystkie pokolenia ziemi narzekają, przeczuwając nadchodzący koniec świata. Słońce zczerniało, jako wór włosiany, i księżyc wszystek stał się jako krew... I rzekli ludzie górom i skałom: „Upadnijcie na nas i zakryjcie nas przed obliczem tego, który siedzi na stolicy, i przed gniewem tego Baranka, albowiem przyszedł dzień on wielki gniewu Jego, i któż się ostać może?”
Co chwila rozlegały się proroctwa.
„Przetoż w one dni szukać będą ludzie śmierci, ale jej nie znajdą; i będą chcieli umrzeć, ale śmierć od nich ucieknie.”
I wszczęły się biadania: „Błogosławieni są odtąd Umarli!”
Potem nastąpiło krwawe zatracanie narodów. Zebrano grona winnicy ziemi i wrzucono je w wielką prasę gniewu Bożego. I tłoczona jest prasa przed miastem, i wyszła krew z prasy aż do wędzideł końskich przez tysiąc i sześćset stajań. A ludzie złorzeczyli Bogu na niebie dla swych cierpień i nie pokutowali za grzechy swoje. I rzekł Anioł głosem wielkim: „Jeżeli się kto pokłoni bestyi i obrazowi jej i jeżeli weźmie piętno na czoło swoje albo na rękę swoją, ten pić będzie z wina gniewu Bożego, z wina szczerego i nalanego w kielich gniewu Jego, i będzie męczony w ogniu i siarce przed oblicznością