Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Aniołów świętych i przed oblicznością Baranka. A dym męki ich występuje na wieki wieków, i nie mają odpoczynku we dnie i w nocy, którzy się kłaniają bestyi i obrazowi jej.”
Julian umilkł. W świątyni panowało głębokie milczenie; z przerażonego tłumu szły ciężkie westchnienia, stuk czół uderzanych o ziemię i szczęk kajdan Pamfila, wtórujący wiecznemu jego szeptowi: „Panie, o Panie, użycz mi łez, użycz litości, użycz mi pamięci śmiertelnej!”
Chłopiec wzniósł oczy ku półkolu z mozaiki pomiędzy kolumnami arkad, wyobrażającemu „aryański” wizerunek Chrystusa, posępnego, straszliwego, o wychudłej twarzy, w złoconej aureoli i w dyademie, podobnym już do dyademu cesarzów bizantyjskich, — oblicze starca z nosem długim a cienkim, z zaciśniętemi surowo wargami. Prawą ręką błogosławił świat, w lewej trzymał księgę z napisem: „Pokój niech będzie z wami. Jam jest światłością światła.”
Siedział na wspaniałym tronie, a cesarz rzymski (Julian wyobrażał sobie, że to musi być Konstancyusz całował mu stopy.
Tymczasem na dole, z półmroku, w świetle jedynej lampki, wyłaniała się płaskorzeźba na sarkofagu z pierwszych czasów chrześcijaństwa. Widać było na niej zwinne małe nereidy, pantery, wesołych trytonów, a obok nich Mojżesza, dobrodusznego Jonasza z wielorybem, Orfeusza, dźwiękami liry poskramiającego dzikie zwierzęta; gałązkę oliwną, gołębia, rybę — symbole naiwne czystej wiary dziecięcej. Pośrodku stał Dobry Pasterz, trzymając owieczkę na ręku, owieczkę zbłąkaną, duszę grzesznika. Pełnym błogości i prostoty wydawał się ten bosy młodzian z twarzą bez zarostu, pokorną i łagodną, jak twarz ubogiego wieśniaka. W uśmiechu jego odbijała się słodycz niebiańska.