Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O, nędznicy, nędznicy!..
Zdala doleciały wycia motłochu. Julian przypomniał sobie, że z tyłu świątyni znajduje się wejście do skarbca, i przyszło mu na myśl, że galijejczyty rabują pewnie bogactwa boga.
Dał znak: popędził w tę stronę, a za nim żołnierze Wstrzymał ich smutny orszak.
Kilkunastu strażników rzymskich, nadbiegłych pośpiesznie z wioski Dafny, niosło mary.
— Co to? — zapytał Julian.
— Galilejczycy zabili kamieniami kapłana Gorgiasa.
— A skarb?
— Nietknięty. Kapłan u progu bronił wejścia. Nie porzucił stanowiska, dopóki nie dostał kamieniem w głowę i nie padł na ziemię. Potem zabili i dziecko. Chałastra galilejska, stratowawszy obudwóch, byłaby się wdarła do skarbca, gdybyśmy nie byli nadbiegli w porę.
— Żyje jeszcze?
— Ledwie dyszy.
Cesarz zeskoczył z konia. Zniżono zwolna nosze. Julian zbliżył się, nachylił i ostrożnie podniósł brzeg starej chlamidy ofiarnika, którą oba ciała były nakryte.
Starzec leżał na pościeli ze świeżych liści laurowych, z zamkniętemi oczyma, ciężko pracując piersiami.
Serce Juliana drgnęło współczuciem na widok tego czerwonego nosa opoja, który parę dni temu wydał mu się tak nieprzyzwoitym, ponieważ przypomniał sobie chudą gęś w łozinowym koszyku, ostatnią ofiarę, złożoną Apollinowi. Na śnieżnobiałych włosach starca występowały krople krwi, a liście wawrzynu splotły się w kształt wieńca na głowie ofiarnika.
Obok niego spoczywało drobne ciałko Euforyona, którego zsiniała twarzyczka w jasnych włosach, krwią przy-