Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Języki płomienne poczęły lizać słomę, oblaną dziegciem; zakłębił się dym, zatrzeszczała słoma. Wreszcie buchnął wielki płomień, oświetlając purpurowym blaskiem przerażoną twarz olbrzyma Aragarisa i złośliwy małpi pyszczek małego Syryjczyka Strombixa, który w tej chwili przypominał potwornego dyablika, klaskał w dłonie, skakał, śmiał się; jak waryat lub pijany.
— Wszystko zburzymy, wyszystko zburzymy, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! He! he! he! pyszny ogieniek, mój wujaszku!..
W namiętnym jego śmiechu czuć było wieczną dzikość tłumu, rozkosz niszczenia.
Aragaris, wskazując w ciemność, szepnął:
— Słyszysz?
Gaj był podawnemu pusty, ale w wyciu wiatru szmerze cyprysów podpalacze słyszeli coś, niby szeptanie i głosy. Aragaris począł uciekać.
Strombix złapał go za róg tuniki i piszczał:
— Wajaszku! weź mnie na plecy! Masz długie nogi! Słuchaj, bo jak mnie schwytają, wszystko na ciebie spędzę!
Aragaris zatrzymał się na chwilę. Strombix jak wiewiórka wskoczył na plecy Sarmaty, i umknęli obaj. Mały Syryjczyk ścisnął drżącemi kolanami boki towarzysza i ręce owinął mu koło szyi, ażeby nie upaść. Pomimo strachu, śmiał się i wydawał radosne okrzyki.
Podpalacze przebiegli gaj i dostali się na pole, gdzie zakurzone płonne kłosy chyliły się ku spieczonej ziemi. Pośród obłoków na horyzoncie błyszczał zachodzący księżyc. Wiatr świszczał przenikliwie. Skurczony na plecach olbrzyma, mały Strombix o zielonawych kocich oczach wydawał się złym duchem lub wilkołakiem, wczepionym w swą ofiarę. Zabobonna trwoga ogarnęła Aragarisa; przywidziało