Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtem za cyprysami usłyszano spierające się głosy:
— August jest tam...
— Pocóź miałby iść sam do Dafne?
— Jak to! Przecież dzisiaj wielkie panegirye Apollina! Patrzcie, oto on! Julianie! Szukamy cię od rana.
Byli to sofiści grecy, uczeni i retorowie, zwykli towarzysze cesarza. Między nimi był i wstrzemięźliwy nowoplatoniczyk Pryskus z Epiru i żółciowy sceptyk Juniusz Maurykus, i mądry Salustyusz Sekundus i najchełpliwazy człowiek pod słońcem, słynny mówca antyocheński Libaniusz. Julian nie zwrócił na nich żadnej uwagi i nawet żadnego nie powitał.
— Co się z nim dzieje? — szepnął Juniusz do Pryskusa.
— Pewnie jest niezadowolony z braku przygotowań do uroczystości. Postąpiliśmy nieopatrznie. Żadnej ofiary...
Julian zwrócił się do byłego retora chrześcijańskiego obecnie arcykapłana Astarty, Hekebolisa:
— Idź do sąsiedniej kaplicy i oznajmij mą wolę galilejczykom, modlącym się tam przy trupie. Chcę, ażeby przyszli tutaj.
Hekebolis oddalił się.
Gorgias, trzymając swój kosz z gęsią, stał jak skamieniały z rozwartemi ustami i wytrzeszczonemi oczyma, gładząc czerep łysy desperackim ruchem.
Zdawało mu się, że wypił za wiele wina i widzi we śnie to wszystko. Ale skoro sobie przypomniał wszystko, co mówił o cesarzu Auguście i o bogach do mniemanego nauczyciela, zimny pot oblał mu czoło, i nogi ugięły się pod nim z przerażenia. Padł na kolana, wołając:
— Przebacz mi, cesarzu!.. Zapomnij o mych słowach zuchwałych... Nie wiedziałem...
Jeden z usłużnych filozofów chciał odepchnąć starca.