Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Odejdź stąd, głupcze! Nie pchaj się!..
Julian wstrzymał go:
— Nie obrażaj kapłana! Powstań, Gorgiasie! Masz dłoń moją. Nie obawiaj się niczego. Dopóki ja żyję, nikt nie uczyni nic złego ani tobie, ani twemu chłopczynie. Przyszliśmy obaj na penegirye, obaj kochamy dawnych bogów. Bądźmy zatem przyjaciółmi i sercem wesołem obchodźmy święto Słońca.
Śpiewy kościelne umilkły. W alei cyprysowej ukazali się bladzi i zmieszani zakonnicy, dyakoni i sam przeor, który nie zdążył nawet zdjąć z siebie szat kapłańskich. Prowadził ich Hekebolis. Przeor, otyły człowiek z twarzą czerwoną, spocony, szedł chwiejnym krokiem, sapał, ocierał sobie czoło. Doszedłszy do Augusta, złożył mu głęboki ukłon, dotykając rękoma ziemi, i rzekł przyjemnym głosem basowym, który mu zjednywał szczególną życzliwość parafian:
— Racz, dobrotliwy Auguście, przebaczyć niegodnym niewolnikom twoim.
Pokłonił się niżej jeszcze, a gdy stękając, prostował się, dwóch zwinnych nowicyuszów, podobnych do siebie jak dwie krople wody, wysokich, z wydłużonemi żółtemi jak wosk twarzami, pomagali mu z dwóch stron, podtrzymując za ręce. Jeden z nich zapomniał zestawić kadzielnicy, z której wydobywała się cieniutka smuga dymu.
Euforyon, zdaleka zobaczywszy mnichów, uciekł śpiesznie.
— Galilejczycy! — przemówił Julian — rozkazuję wam, abyście do jutrzejszego wieczoru oczyścili święty gaj Apollina z kości waszego umarłego. Nie chcemy używać przeciwko wam przemocy, jeżeli jednak woli naszej nie spełnicie, będziemy zmuszeni sami postarać się o to, żeby Helios był uwolniony od świętokradzkiego sąsiedztwa popiołów