Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Och, och, och! synu mój! Łaska bogów Olimpu niech będzie z tobą! Ziemia starzeje się. Rzeki powolniej płyną, kwiaty na wiosnę nie mają już tego zapachu, co wprzódy. Niedawno mówił mi żeglarz stary, że podjeżdżając do Sycylii, nie widać już Etny z takiego oddalenia, jak niegdyś. Powietrze zgęstniało i stało się ciemniejsze. Słońce gaśnie. Zbliża się koniec świata...
— Powiedz mi, Gorgiasie, czy pamiętasz lepsze czasy?
Starzec ożywił się, oczy zabłysły mu ogniem wspomnień.
— Kiedy przybyłem tutaj za pierwszych lat panowania Konstantyna, — rzekł wesoło — wielkie Panegirye odprawiano jeszcze co rok na cześć Apollina. Ilu zakochanych młodzieńców i dziewic schodziło się w tym świętym gaju! Jak błyszczał księżyc! jaką weń roztaczały cyprysy! jak słowiki śpiewały! A gdy milkły ich śpiewy, powietrze drżało od całunków nocnych i miłosnych westchnień, jak od poruszania niewidzialnych skrzydeł! To były czasy!
Gorgias umilkł, zadumany smutnie.
W tej chwili z poza drzew doleciały posępne dźwięki śpiewu kościelnego.
— Co to znaczy? — zapytał Julian.
— To mnichy — odpowiedział kapłan. — Codzień modlą się u zwłok zmarłego galilejczyka.
— Jak to! zmarły galilejczyk tutaj w świętym gaju Apollina?
— Tak jest; oni zowią go „męczennikiem Babilianem”... Przed dziesięciu laty brat cesarza Juliana, cesarz Gallus, kazał przewieźć kości tego Babiliana z Antyochii do tego gaju i zbudował mu wspaniały sarkofag.