Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czemu się łudzisz? Nie jest-żeś chwiejnym i ginącym, jak my wszyscy? Pomyśl, co ma znaczyć twa dobroczynność, twe przytułki, kazania kapłanów helleńskich? To wszystko jest naśladowaniem galilejczyków, to wszystko są nowości, nieznane starym bohaterom Hellady!... Julianie, Julianie! Alboż twoi bogowie są dawnymi Olimpijczykami, promiennymi i nieubłaganymi, okrutnemi dziećmi błękitów, których radowała krew ofiar i cierpienia śmiertelników? Krew i męki ludzkie były ambrozyą starożytnych bogów. Twoi zaś, uwiedzeni wiarą rybaków z Kafarnaum, są słabi, łagodni, chorzy, umierający z litości ku ludziom. Albowiem, widzisz, litość ku ludziom jest dla bogów śmiertelną!...
Barza ucichła. Przez okno widać było śród rozproszonych chmur bezdenny błękit nieba, jaśniejący smutną zorzą, w której konała gwiazda Afrodyty. Julian odczuwał straszne znużenie. Twarz okrywała mu bladość trupia. Czynił niesłychane wysiłki, żeby się wydawać spokojnym, ale każdy wyraz Arsinoe przenikał mu do głębi serca i ranił je.
— Tak jest — ciągnęła nieubłagana. — Jesteście chorzy, jesteście zbyt bezsilni dla waszej mądrości. I to jest klątwą waszą, spóźnienie Hellenowie! Nie macie mocy ani w dobrem, ani w złem. Nie jesteście ani dniem, ani nocą, ani życiem, ani śmiercią. Serce was ciągnie tu i tam; odpłynęliście od jednego brzegu, a do drugiego dotrzeć nie możecie. Wierzycie i nie wierzycie, wiecznie zmienni, wiecznie wahający się; chcecie i nie możecie, ponieważ niepotraficie chcieć. Silnymi są tylko ci, którzy, widząc jedną prawdę, ślepi są na każdą inną. I oni was zwyciężą — was, dwulicowych, mądrych a słabych!
Julian podniósł głowę z wysiłkiem, jak gdyby budząc się z przykrego snu, i rzekł: