Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niem, uczynię je nieczulszem od martwego głazu. Ale przedewszystkiem — rozum! Rozum zabić muszę, ponieważ on jest szatanem i bardziej kuszącym niż jakakolwiek namiętność. Ale ja go poskromię! To będzie moje ostateczne, największa zwycięstwo, ponieważ ono mnie wyswobodzi. A wtedy zobaczę, czy jeszcze co zbuntuje się we mnie i waży się powiedzieć: „Nie wierzę!”
Wyciągnęła złożone dłonie ku niebu, błagając beznadziejnie:
— Panie! zmiłuj się nade mną!... Gdzie jesteś, Panie? Wysłuchaj mnie i zmiłuj się!...
Julian padł na kolana przy niej, chwycił ją w objęcia, przycisnął do piersi i z blaskiem tryumfu w oczach zawołał:
— Dziewczę! widzę teraz, że nie potrafiłaś nas porzucić. Chciałaś tego, ale nie potrafiłaś! Chodź, chodź ze mną natychmiast! Jutro zostaniesz małżonką cesarza rzymskiego, władczynią świata. Wszedłem tutaj, jak złodziej, wyjdę, jak lew ze swoją zdobyczą. Co za tryumf nad galilejczykami! Co nas powstrzyma? Na wszystko się odważymy, staniemy się równymi bogom!...
Twarz Arsinoe przybrała znowu wyraz smutku i spokoju; spoglądała z litością na Juliana, nie odtrącając go:
— Nieszczęśliwy! i ty jesteś, jak ja, nieszczęśliwy! Nie wiesz sam, dokąd mnie chcesz prowadzić. Na co ty liczysz? Bogowie twoi umarli. Od tej zakały, od tego straszliwego zapachu gnicia uciekam na pustynię. Puść mnie... W niczem ci pomódz nie mogę... Odejdź...
Gniew i namiętność zapłonęły w oczach Juliana.
Ona jednakże z większym jeszcze spokojem i z taką litością, że serce jego zadrżało i zmroziło się w łonie, jak pod wrażeniem śmiertelnej obrazy, mówiła dalej: