Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Potrząsnęła głową ze smutnym uśmiechem:
— O, nie! Panowanie nad ludźmi nie warte, by się o nie ubiegać. Sam się o tem przekonałeś. Pragnę panowania — nad sobą.
— I dlatego udajesz się na pustynię?
— Tak jest... A także dla wolności.
— Arsinoe! Jak dawniej, kochasz tylko siebie!...
— Pragnęłabym również kochać innych, według Jego przykazania. Ale nie mogę. Pogardzam nimi i pogardzam sobą.
— W takim razie lepiej nie żyć! — zawołał Julian.
— Należy się przezwyciężyć — odpowiedziała zwolna. — Należy pokonać w sobie nie tylko wstręt do śmierci, lecz i wstręt do życia, co jest o wiele trudniejsze, albowiem życie takie, jak moje, straszliwsze jest od śmierci. Ale kto się przezwycięży do końca, dla tego życie i śmierć stają się równie obojętne, ten zdobywa wielką wolność!...
Zmarszczyła brwi delikatne z wyrazem niezłomnej woli.
Julian patrzał na nią z rozpaczą.
— Co oni z ciebie zrobili! — szepnął. — Wszyscy jesteście albo katami, albo męczennikami. Dlaczego sami się udręczacie? Alboż nie widzisz tego, że w duszy twojej niema nic, prócz nienawiści i rozpaczy?
Utkiwiła w nim gniewne spojrzenie.
— Po coś tu przyszedł? Nie wołałam ciebie. Odejdź! Cóż mnie obchodzi, co ty myślisz o mnie? Dość mi swoich własnych myśli i moich cierpień. Pomiędzy nami jest przepaść, której żyjący przekroczyć nie mogą. Mówisz, że ja nie wierzę... Ale właśnie dlatego gardzę sobą! Znienawidzeniem siebie chcę dosięgnąć Boga. Nie wierzę, ale chcę wierzyć, czy rozumiesz? Chcę i uwierzę! Zmuszę się. Umartwię swe ciało, wysuszę je głodem i pragnie-