Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zapanowała wreszcie cisza. Wszyscy zwrócili spojrzenia w jedną stronę: na przeciwległym krańcu atryum, na wzniesieniu marmurowem, stał cesarz Julian. Oblicze jego miało wyraz pewności siebie. Starał się wydać obojętnym, jednakże chwilami w oczach świeciła mu iskierka złośliwego tryumfu. Miał na sobie zwykłą białą chlamidę filozofów.
— Starcy i mistrzowie! — rzekł August, zwracając się do zgromadzenia. — Uznaliśmy za dobre okazać poddanym naszym, wyznającym naukę Ukrzyżowanego Galilejczyka, całą pobłażliwość naszą i miłosierdzie. Więcej należy współczucia żywić niż nienawiści ku zbłąkanymi napominaniem kierować upartych ku prawdzie, nie zaś razami, ciemiężeniem i mękami cielesnemi. Pragnąc zatem utrwalić pokój na świecie, niesnaskami religijnemi tak długo mącony, zwołałem was tutaj, mędrcowie galilejscy. Spodziewam się, że pod naszą opieką i strażą dacie przykład cnót wzniosłych, odpowiednich waszym godnościom duchownym i waszej mądrości.
Z giestami wdzięcznymi, jak doświadczony mówca, wygłaszał tę z góry przygotowaną mowę. Ale w pełnych łaskawości słowach przebijały chwilami tchnące ironią napomknienia.
Między innemi zaznaczył, że mu nie wyszły z pamięci nierozumne i nikczemne zwady, które powstały na synodzie Medyolańskim za Konstancyusza. Wspomniał również ze złośliwym uśmiechem o kilku zuchwalcach, co żałując, że nie jest im wolno prześladować, męczyć i zabijać współwyznawców, podburzają obecnie ludność do buntu, rozogniają tłumy, dolewając oliwy do ognia, i szerzą w świecie zapamiętałość bratobójczą. To są prawdziwi wrogowie ludzkości, istotni winowajcy największego zła: anarchii.