Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się trzymał na uboczu od wszystkich z rozumnym uśmiechem na ustach wyróżowanych, jak usta zalotnicy.
Ubrany był według najświeższej mody bizantyjskiej z mnóstwem pierścieni na białych palcach.
Nazywał się Kasyodor i był walentynianem.
— Prawowierni, psychicy, — utrzymywali ci dumni odszczepieńcy — mają duszę takie same, jak inne zwierzęta, lecz nie mają ducha, jak my. My tylko posiedliśmy tajemnice Gnosis i Boskiej Pleroma, przeto my tylko jedni jesteśmy godni nazywać się ludźmi. Wszyscy inni są świnie i psy.
Kasyodor mawiał do uczniów ze zwodniczym uśmiechem:
— Macie znać wszystkich, ale was nikt znać nie powinien. Wobec profanów zapierajcie się Gnozy. Milczcie i pogardzajcie dowodami. Pogardzajcie wyznaniem wiary i męczeństwem. Kochajcie milczenie i tajemnicę. Bądźcie niewidzialni i nieuchwytni dla wrogów waszych, jako moce niemateryalne. Zwyczajni chrześcijanie, psychicy, potrzebują dobrych uczynków dla zbawienia swego. Ci zaś, którzy zdobyli najwyższą mądrość Bożą — Gnosis — obejdą się bez nich. Jesteśmy synami światłości, oni zaś synami cieniów. Nie obawiamy się grzechu, ponieważ wiemy, że co cielesnego należy się ciału, a co duchowego — duchowi. Postawieni jesteśmy tak wysoko, że nie możemy upaść, jakiekolwiek byłyby błędy nasze. Serce nasze pozostaje nieskalanem w rozkoszach materyalnych, podobnie jak czyste złoto nie traci swego blasku nawet w kałuży.
Zobaczył tam również Juwentyn starca o podejrzanej powierzchowności z oczyma zezowatemi, z wyrazem zmysłowości zwierzęcej, adamitę Prodihusa, który dowodził, że jego nauka odradza pierwotną niewinność Adama. Adamici nago odprawiali swoje nabożeństwa w kościele