Przejdź do zawartości

Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dostali się do domu szewca i żeby odebrać płaskorzeźbę, cały piec mu rozwalili.
Był to straszliwy cios dla szewcowej, która, potrząsając łopatą, wzywała pomsty Jehowy na niewiernych, wyrywała sobie włosy z głowy i jęczała śród poprzewracanych garnków i zburzonego komina, gdy tymczasem jej dzieciaki piszczały jak pisklęta w zrujnowanem gnieździe. Pomimo to wszystko zabrano płaskorzeźbę, i Filomena wzięła się do jej obmycia.
Sukienniczka gorliwie szorowała marmur zczerniały od ostrego dymu i zaplamiony zupami tłustemi, aż powoli z pod sadzy kuchennych wystąpiły poważne linio starożytnej rzeźby. Dyonizos, młodzieńczy, piękny, nagi, jakby znużony bachanalią, nawpół leżał, opuściwszy na dół dłoń z puharem: pantera zlizywała ostatnie krople wina. I bóg, radością darzący wszystko, co istnieje, z życzliwym i rozumnym uśmiechem spoglądał na to, jak moc dzikiego zwierzęcia poskramia święta wina potęga. Wzniesiono płaskorzeźbę na sznurach i umocowano na dawnem miejscu.
Przed samym posągiem Dyonizosa stojący na drabinie złotnik wprawiał w puste orbity boga dwa wspaniałe przezroczysto-błękitne szafiry, mające wyobrażać źrenice.
— Co to jest? — zapytał Gnyfon z nieśmiałą ciekawością.
— Alboż nie widzisz?... Oczy.
— Przecie. Ale skąd te kamienie?
— Z klasztoru.
— I zakonnicy pozwolili?
— A jakże mieli zabronić! Sam boski August Julian wydał rozkaz. Czyste źrenice boga służyły za ozdobę szaty Ukrzyżowanego. Otóż to! Mówią o miłosierdziu i sprawiedliwości, a sami są pierwszymi rabusiami... Patrz, jak doskonale pasują kamienie do swoich dawnych miejsc!