Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jak ci oddam, co zostało, jutro zdechniemy obaj z głodu w tym lesie.
— Ach, mdli mię, jeżeli mi nie dasz natychmiast, padnę z wycieńczenia, i będziesz mnie musiał nieść.
— Masz, nasyć się, psie!
— I okruszynę chleba! — błagał Strombix.
Aragaris oddał mu, klnąc, ostatni kawałek żołnierskiego suchara, „bukcenatu.” Sam najadł się poprzedniego dnia za dwóch słoniny wieprzowej z grochem.
— Baczność! — rzekł, zatrzymując się. — Słychać głos rogu! Obóz musi być niedaleko. Trzeba iść w kierunku północnym. Niedźwiedzi się nie boję, — dodał Aragaris zakłopotany — ale centuryon...
Żołnierze przezywali tego nienawistneco setnika „Cedo-Alteram” co znaczy: „Podaj nową,” ilekroć bowiem rózga, którą chłostał opieszałego żołnierza, łamała się, wykrzykiwać zwykł wesoło: „Cedo alteram!”
I te dwa wyrazy stały się jego przydomkiem.
— Jestem pewien, — mówił barbarzyńca — że Cedo-Alteram uczyni z moim grzbietem to, co garbarz ze skórą wołową! Kiepska sprawa, mój siostrzanie, oj, kiepska!
Pozostali z tyłu wojska dlatego, że Aragaris, według zwyczaju, upił się do utraty przytomności w rabowanej wiosce. Strombix zaś był pobity. Mały Syryjczyk napróżne usiłował pozyskać względy pewnej ładnej dziewczyny Frankonki. Szesnastoletnia piękność, córka zabitego w utarczce barbarzyńcy, poczęstowała go dwoma policzkami takiej mocy, że upadł na wznak, poczem skopała go tęgiemi nogami.
— To dyabeł, nie dziewczyna — opowiadał Strombix.
— Zaledwiem ją uszczypnął, a ona mało mi kości nie pogruchotała.