Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nazywano go tak dlatego, że jego podstępne doniesienia omotywały upatrzoną ofiarę w iście nierozerwalne łańcuchy. Miał twarz zniewieściałą, bez zarostu, przystojną i, sądząc tylko z powierzchowności, należałoby mu anielską przypisać łagodność. Oczy miał szare, matowe, ruchy kocie — zwinne a ciche. Na wierzchniej szacie, zwanej „paenula,” notaryusz nosił przewieszoną przez ramię szeroką wstęgę ciemno niebieską — oznakę szczególnych względów cesarza.
Lekkiem rozkazującem skinieniem usunąwszy na stronę wielkiego cyrulika, Paweł Catena szepnął do ucha Konstancyusza:
— List Juliana. Przejąłem go dziś w nocy. Racz przyczytać.
Konstancyusz chciwie wyrwał list z rąk Pawła, otworzył i przeczytał.
— Fraszki — mruknął z rozczarowaniem. — Ćwiczenie retoryczne. Posyła jakiemuś sofiście w podarunku sto jagód winnych i łączy pochwałę na cześć owoców i liczby sto...
— O, to podstęp!.. — zauważył Catena.
— Czy tak? — zapytał Konstancyusz. — Ale gdzie dowody?..
— Niema żadnych.
— W takim razie albo jest bardzo zręcznym, albo...
— Co Wasza Wiekuistość powiedzieć chciała?
— Albo niewinnym.
— Jak ci się podoba... — wyjąkał Paweł.
— Jak mi się podoba?.. Chcę być sprawiedliwym, poprostu sprawiedliwym: czy nie wiesz o tem?.. Wymagam dowodów...
— Poczekaj, znajdą się.