Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skrapiano święconą wodą i plac cały także, że to niby ze krwi obmyć trzeba. Boją się krwi, a i tak nie obmyją. Władyka metropolita sam celebrował z asystą duchowieństwa; a ja nie poszedłem. Matuszka protopapadya mówi do mnie:
— Za wiele wy sobie pozwalacie, ojcze Piotrze; a baczcie lepiej, aby się do archirejów nie doniosło, bo dostalibyście po szyi.
— A niech mówią; niech się doniesie. Wyprawiłem Kazańską, ze wszystkimi popami na nabożeństwo, a sam nie poszedłem. Wdziałem na siebie żałobną szatę i panichidę odprawiłem. »Wieczyste odpoczywanie racz dać Panie duszom sług Twoich: Sergiusza, Michała, Piotra, Pawła i Konrada, tam gdzie sprawiedliwi w błogosławieństwie spokój mają. Przyjmijże ich Panie do pokoju Twego«. Lecz co tu mówić! Przyjmie ich niebo przyjmie!
Wyprostował się w całej wysokości i rzekł mocnym tonem:
— Świadczę się Bogiem żywym, że umierali jak święci. Jako ziarna dojrzałe opadli na ziemię, lecz nie ziemia przyjęła ich, a Ojciec niebieski. Wieńca męczeńskiego dostąpić godni byli i nie będzie im to odjęte; sława Bogu wielkiemu. Amen.
I znów dziś jak kiedyś w niedzielę palmową, Golicyn osunął się na klęczki.
— Pobłogosław ojcze Piotrze! — rzekł.
Tamten podniósł rękę.
— Nie tak — przerwał mu Golicyn — nie tak. Kielichem błogosławcie.
Mysłowski wyciągnął rękę.
— W imię Ojca i Syna i Ducha, błogosławił, dotykając kielichem czoła jego, piersi i ramion, poczem dał mu go do ucałowania.