Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Skoro Golicyn przyłożył usta do krawędzi czary, purpurowo-złoty promień słońca padł na złociste dno i zdało się, że kielich po brzegi wypełnił się krwią.
Ojciec Piotr uściskał więźnia i chciał wyjść.
— Poczekajcie — zatrzymał go Golicyn i rozpiąwszy koszulę wyjął z zanadrza zwitek papieru, który oddał Mysłowskiemu.
— Co to? — spytał ojciec Piotr.
— Zapiski Murawiewa; testament dla Rosyi, kazał wam oddać, przechowajcie to.
— Przechowam.
Raz jeszcze uściskał Golicyna i wyszedł z celi.
Golicyn siedział długo bez ruchu, nie czując prawie łez, które mu ciekły po twarzy i wpatrywał się w szkarłatne słońce, czarę niebieską pełną krwi. Wreszcie spuścił wzrok, a oczy jego padły na rozłożony na stole list Marynki. Zrozumiał teraz dlaczego list taki doszedł go w taki dzień. Przypomniał ostatnie słowa Murawiewa: »Pocałuj odemnie Marynkę« i przycisnął do ust jej pismo.
— Maryńka, mateczka! — wyszeptał.
Przypomniał sobie jak po odejściu jej z Aleksiejowskiego fortu, przypadł twarzą do ziemi i całował ją i jak Murawiew w ostatniej przedśmiertnej godzinie również całował ziemię.
— Ziemio! Ziemio! Matko przeczysta.
Przypomniał także szeptane przez ścianę wyrazy Murawiewa:
»Nie zginie Rosya. Zbawi Chrystus i jeszcze ktoś«.
Wtedy nie wiedział kto; teraz już wie:
Rosyę zbawi Matka.

KONIEC