Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niezmiernią, na widok tego co z nim zrobili. Wychudzony, zmieniony jak po ciężkiej chorobie. Nie była to już twarz żywego człowieka, lecz bił z niej jasny niezmącony spokój jaki gości niekiedy na twarzach zmarłych. »Ty go nie znasz, on lepszy od nas wszystkich« — przypomniał Golicyn słowa Oboleńskiego.
— A zatem Rylejew, wyście namawiali Kachowskiego?
— Namawiałem? Nie, on sam wpierw postanowił i ja o tem wiedziałem, ale być może bezemnie nie zrobiłby nic. Jam winien więcej, niż on — odrzekł Rylejew, a po chwili dodał jeszcze. Ja nie ukrywam wasza wielmożność, nietylko słów moich, ale i najskrytszych myśli. Przychodziło mi często na myśl, że dla ostatecznego utwierdzenia nowego porządku niezbędnem będzie wytępienie całkowite carskiej rodziny. Mniemałem, że zabicie samego tylko cara nietylko nie rozwiąże kwestyi, ale przeciwnie, sprowadzi rozdwojenie umysłów i zgubne będzie dla celów związku. Mniemałem, że powstałoby wówczas stronnictwo cesarskiej rodziny, co doprowadziłoby nieuchronnie do wojny domowej. W razie zaś wygubienia członków rodziny cesarskiej wszystkie stronnictwa musiałyby się pogodzić. Takie były moje myśli, lecz o ile sobie przypomnieć mogę, nie zwierzałem ich przed nikim i sam wreszcie doszedłem do przekonania, że o losie carskiej rodziny zadecydować musi wielki sobór. Proszę więc pokornie komisyę, by nie poczytywano za dowód uporu z mej strony, że nie mówiłem o tem wszystkiem wcześniej, jeśli to uczyniłem, to dla oszczędzenia nie tyle siebie, co drugich. Przyznaję owszem szczerze, że sam się