Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uważam za głównego, a może i jedynego sprawcę wypadków 14 grudnia, bo gdybym był odrazu odmówił uczestnictwa, to zapewne niktby nie zaczął. Słowem, jeśli dla szczęścia Rosyi potrzebna jest czyja śmierć, to ja tylko na nią zasłużyłem i błagam Stwórcy, by na mnie się skończyło.
— Kachowski utrzymuje, że hrabiego Miłarodowicza zabił Oboleński, przebijając go bagnetem — zaczął Czerniszew. — Czy potwierdzacie Rylejew, że zabił go nie Oboleński, lecz Kachowski i że sam mówił o tem w mieszkaniu waszem wieczorem czternastego.
— Potwierdzam — odrzekł Rylejew.
— A wy Golicyn, czy także to potwierdzacie?
Golicyn wiedział, że odpowiedź jego zgubi nieodwołalnie jednego z dwóch, Kachowskiego, czy Oboleńskiego, którego wybrać?
— No i cóż? znowużcie zamilkli — zauważ]ł Czerniszew z domyślnym uśmiechem. Zdawało mu się, że podchwycił go i że się już nie wywinie.
— Błagam was, Golicyn, odpowiedźcie — rzekł Rylejew — inaczej zgubicie niewinnego.
— Potwierdzam! — odrzekł Golicyn.
Wymawiając te słowa, miał uczucie, że przynosi wyrok śmierci Kachowskiemu.
Czerniszew zadzwonił znów i rozkazał:
— Wprowadźcie tu Kachowskiego.
Kachowski wszedł, zawsze ten sam, z twarzą ciężką, kamienną, o nadmiernie wystającej dolnej szczęce, z oczyma żałosnemi, jak u chorego dziecka lub psa, który zgubił pana, z niepoczytalnym wzrokiem lunatyka.
Golicyna wyprowadzono do przyległego pokoju i posadzono — jak zwykle — za parawanem.