Przejdź do zawartości

Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tych, którzy nas sprzedali? No oczywiście ochota« — powtórzył z takimże dziecięcym uśmiechem, jak Marynka.


ROZDZIAŁ VII.

Parawan stał przy drzwiach; z poza drzwi tych słychać było kroki i głosy.
Drugie drzwi, te, przez które wszedł poprzednio cesarz, otworzyły się i ktoś przez nie wybiegł i słychać było głos Lewaszewa.
— Sprowadźcie tu cyrulika — trzeba krew puścić.
»W Rosyi jest tortura« — przypomniał sobie Golicyn i zaczął pilnie nasłuchiwać, chcąc wyśledzić, co dzieje się za drzwiami.
Głosy tłumiła ciężka portyera. Wysunął głowę z za parawanu, w sali nie było nikogo, prócz dwóch żołnierzy, stojących u drzwi nieruchomo, jak posągi.
Rozsunąwszy portyerę, Golicyn znalazł za nią drzwi na wpół otwarte. Natknął się na krzesło, na którem widocznie siedział ktoś w czasie śledztwa dla przesłuchiwania.
Dalej były drugie drzwi, również wpół otwarte, a za nimi druga portyera. Rozchylił po cichu fałdy i wyjrzał. Mała salka, obwieszona obrazami, przeważnie skopiowanymi ze szkoły włoskich mistrzów ze szkoły Perugina i Rafaela, zalana była podobnie, jak wielka, potokiem światła od mnóstwa roziskrzonych świec.
Wprost naprzeciw drzwi ktoś leżał na kanapie. Przy kanapie siedział na krześle Benkendorf, zwrócony do leżącego, którego zasłaniał prawie