Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W zapłakanej jej twarzy odbiło się podobieństwo z płaczącą Marynką.
Golicyn wziął jej rękę i pocałował a szacunkiem i miłością.
— Jam winien bardzo wobec was Nino Lwowna, lecz daję wam słowo, że zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy, aby Marynka o mnie zapomniała i najlepiej będzie, jeśli wyjedziecie panie obie natychmiast do Czeremuszek.
Na tem skończyła się rozmowa, lecz teraz dopiero zrozumiał, że złożył przyrzeczenie, które wykonać jest nad siły jego. Łatwo powiedzieć »zrobię wszystko, aby o mnie zapomniała«. Im więcej myślał o tem, tem więcej czuł się winny. Nieświadomą dzieweczkę, dziecko prawie, wlecze oto ze sobą na mękę, której może sam przenieść nie zdoła, chwycił się jej jak tonący i ciągnie na dno, albo jak ten wędrowiec w pustyni, co uciekając od zwierza wpadł do studni i zawisł na sęku i rwie maliny z krzaka zwisającego nad studnią, zapominając o otchłani.
Siedział z myślami temi przy oknie w żółtym pokoju, gdzie mroczno było jeszcze pomimo południowej godziny. Zawieja oblepiła okna śniegiem, stare drzewa za oknem skrzypiały z jękiem targane wichurą, wicher hulał w kominie wyjąc żałośnie i smętnie; Golicynowi ciężko się zrobiło na duszy i bezgranicznie smutno. Przypomniał, jak uciekając z placu, stał pod ścianą w ognia wystrzałów w wązkiej uliczce jak zapragnął gorąco śmierci i przyłożył już pistolet do skroni, lecz odjął go, wspomniawszy Marynkę. Dlaczego to uczynił?
— O czem tak dumacie? — usłyszał głos Marynki i wzdrygnął się, bo nie zauważył jej gdy