Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie rozumiała tylko dlaczego Golicyn nie pomówi z nią, matką, o swych uczuciach i uważała to za niewłaściwe. Lecz skoro dowiedziała się, że i on brał odział w buncie 14-go grudnia, zlękła się mocno. Długo kryła się z tem, milczała i czekała, czy on pierwszy nie zacznie, lecz w końcu nie wytrzymała i zaczepiła go sama.
Zaczęła zdaleka o swem samotnem wdowieństwie, o sieroctwie Marynki, o tem, że wierzy w uczciwość zasad Golicyna i czystość jego zamiarów, a ostatecznie sapytała go wprost:
— Jak myślicie książę? czy sprawa ta zakończy się dla was pomyślnie.
— Jaka sprawa? — spytał Golicyn, lubo odrazu zrozumiał o co chodzi, lecz było mu wstyd i straszno. »Skrzywdziłem córkę, myślał i matka wie o tem«.
— A! te straszne wypadki 14 grudnia — zaczęła Nina Lwowna — darujcie, że mówię tak prosto z mostu, ale widzicie, ja matka, a taki szlachetny człowiek, z uczuciem szlachetnem jak pan, zrozumiecie chyba łatwo serce matki. Mówcie więc szczerze Waleryanie Michajłowiczu, w waszych rękach nasz los.
— Pozwólcie Nino Lwowna — odparł Golicyn — że odpowiem wam równie szczerze, jakeście mnie spytali. Nie; sprawa moja nie skończy się pomyślnie, uwiężą mnie, będą sądzić i skażą albo na śmierć albo na więzienie i katorgę.
Ona zbladła tak, że zdawała się, że za chwilę omdleje.
— A co będzie z Marynką? — załamała ręce z płaczem. — Co robić? poradźcie książę, poratujcie.