Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Osunął się na krzesżo w niemocy.
— Napij się, napij — mówił cesarz, podając mu szklankę wody. Może kropel.
Wyszukał je sam w szafie i dał mu wąchać angielską sól zmieszaną ze spirytusem. Rylejew cały w potach chciał otrzeć twarz, lecz nie znalazł chustki i cesarz dał mu własną, Krzątał się przy nim, zabiegał, troszczył o niego gibki i giętki w ruchach. Długa jego smukła postać gięta się wężowo w łaskawej pieczołowitości.
— Cóż to sen? zmora? czy zjawa? myślał z lękiem Rylejew.
— Ach Boże mój, co wam? odpocząć trzeba, położyć się, może wina, herbaty, może jaki posiłek?
— Nie trzeba, nic nie trzeba, wzbraniał się Rylejew, a w duszy myślał tylko, kiedy się to skończy.
— Czy możesz wysłuchać mnie teraz — zapytał cesarz i przysunął sobie znów krzesło, by siąść naprzeciw niego, poczem zaczął:
— Dziękuję za prawdę, przyjacielu!
Rzekłszy to, uścisnął mocno obie jego ręce.
— Wszakże nam monarchom wszyscy kłamią, raz na wiek prawdę usłyszysz. Wszystko, coś mówił o mnie, prawdą jest, prócz jednego. Niemcem na tronie rosyjskim nie będę, choćbym nim był przedtem, od dziś nie będę. Babka moja, cesarzowa Katarzyna, była Niemką, lecz wszedłszy na tron rosyjski, stała się Rosyanką. Tak i ja. Personne n’est plus russe de coeur que je ne le suis — rzekł po francusku, lecz natychmiast powtórzył to po rosyjsku. — My obaj ruscy ludzie, ja car i ty buntownik, a powiedz sam, na miłość Boga, czy moglibyśmy mówić tak z sobą, gdybyśmy nie byli ruscy?