Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy zagrzmiał pierwszy huk armat, starsza cesarzowa, Marya Fiodorowna, klasnęła z rozpaczą, w dłonie.
— Boże mój! do czegośmy doszli! syn mój wstępuje na tron z armatami, przelewa się ruska krew!
— Skażona krew! wasza cesarska mość — pocieszał ją Golicyn.
Lecz ona powtarzała zatroskana:
— Co powie Europa! co powie Europa!
A młoda cesarzowa, opadłszy na kolana przy pierwszym strzale, nie wstawała, nie ruszała się i tylko głowa jej drżeć poczęła bez przerwy, »jak lilia w gromach burzy« — myślał Karamzin. — A i potem, gdy burza ucichła i wszystko się skończyło, nie ustało to drżenie i na zawsze już chwiała się ta głowa kobieca, jak kwiat z nadłamaną łodygą. Sama tego nie zauważyła, lecz inni widzieli, myśleli, że przejdzie, lecz zostało już tak na całe życie.
W sąsiednim pokoju, przy okrągłym stoliczku, siedział, jedząc swój kotlecik, mały Szasza, następca tronu. Ubrany w czerwoną kurteczkę, suto szemerowaną złotem, w rodzaju huzarskiego munduru, malec posłyszał pierwsze okrzyki o Mikołaju i podbiegł do okna, klaszcząc w rączki:
— Tatuś! tatuś!
W paradnych salach pałacu, lśniących od świateł w żyrandolach, umilkł szumiący gwar, gdy wszedł cesarz.
— Ani go poznać! Całkiem inny całowiek. Taka w nim zaszła zmiana w głosie, w ruchach — zauważyli wszyscy.
Tout de suite il a pris de l’aplomb — pomyślał książę Aleksander Golicyn. — Powraca