Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cesarz chciał coś odpowiedzieć, lecz nie mógł, bo język odmówił mu posłuszeństwa I jak bywało dawniej, gdy dziadzio Lamsdorf wyciągał go w czasie burzy a pod poduszki, gdzie wsuwał głowę na widok błyskawicy, Mikołaj powiedział sobie w duszy: — Koniec już, wszystko przepadło.


ROZDZIAŁ VIII.

— Stojąca rewolucya — powtórzył Golicyn słowa Kachowskiego. — Stoją oto i nic nie robią. Żołnierze w mundurach tylko, ziębną po dawnemu, przestępując z nogi na nogę, lub też biją dłonią o dłoń, aby się rozgrzać, czekając, sami nie wiedząc, na co. Przeczekali tak przeszło cztery godziny, nie podejmując żadnego ruchu, a tymczasem przeciwnik zdążył pozbierać wszystkie pułki, aby ich zdławić. Stoją, jak urzeczeni czarem, zastygli, i póki stoją, póty trzymają się twardo, krzepko, wyczuwa się w nich siłę, lecz przy najmniejszej próbie zmiany niemoc ogarnia, że i kroku stąpić nie potrafią. Niby w strasznym śnie, podnoszą stopy, chcą biegnąć, a wciąż stoją w miejscu. A przeciwnik również się nie rusza, jakby prześcigali się z sobą wzajemnie, kto kogo przestoi.
— Czy by Kachowski miał słuszność — zapytywał siebie Golicyn — czy cała ta nasza rewolucya stoi? Zwycięstwo samo nam idzie w ręce, a my go nie bierzemy i wypuszczamy jakby umyślnie, sposobność za sposobnością, lub popełniamy co chwilę jakąś niedorzeczność. Skoro moskiewski pułk się zbuntował, powinien był iść do innych