Strona:Czesław Kędzierski - Mysia wieża.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

krzaczka ani trawki. Basia byłaby tam niechybnie zmarniała, gdyby nie ptasi kożuszek, który ją ogrzewał, i gdyby nie smaczne grzybki, które ją karmiły.
Wędrowała już okrągło pół roku, zanim stanęła w mieszkaniu Wiatru. Była to ogromna jaskinia w lodowej górze. W głębi jaskini siedział wysoki starzec, cały szronem obielony, z długą brodą z lodowatych sopli i z szerokiemi skrzydłami u ramion. Był to sam Wiatr. Naprzeciw niego siedziała czarno ubrana, z czarnym rozpuszczonym włosem kobieta, również bardzo wysoka; oczy jej migały ogniście, niby dwie błyskawice. Była to żona Wiatru, Burza. Czarna niewiasta pierwsza spostrzegła wchodzącą nieśmiało Basię, zerwała się z siedzenia i huknęła głosem, który był podobny do echa grzmotu: