Strona:Czary i czarty polskie oraz wypisy czarnoksięskie.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

letność, zamiast kary śmierci, kazano biednemu chłopcu przez rok solenniter nabożeństwa, różańce, spowiedzi odprawiać i siedmkroć pielgrzymować do miejsc świętych. Odlano mu także 50 batów, „aby i ciało nie było przytem bez jakowej mortyfikacji.” Czacki[1] widział cyrograf w r. 1800 podpisany.

III.

Najwięcej pociechy mieli djabli z czarów. „Czary — to nasz największy furlon” mówi Lucyper do swej armji w „Postępku prawa czartowskiego”, kazał przeto „pijaństwem ludzi zwodzić” i czarami „potajemnie kapturać”. Na lep chytrości szatańskiej szły w pierwszym rzędzie „niewiasty wieskie, gdyż w nich niemasz rozumu przyrodzonego ani nauki pisma świętego.” Były to tak zwane baby, cioty, guślnice, matochy, wiedźmy — słowem czarownice. Spotykały się z djabłem na Łysej Górze. Jest to poniekąd nazwa gatunkowa. Linde powiada, że za łysą uważana jest każda góra, opanowana przez siłę nieczystą. „Gdzie karczma, tam też prawie i łysa góra” mówi Haur[2], W Tatrach odpowiada jej Babie Łono[3], na Litwie — góra Szatryja[4]. Czarownice polskie latały na ożogach i miotłach, ruskie — w stępie, żmudzkie na miotłach, litewskie — na łopatach[5]. Przed wyprawą nacierały się baby maścią: wysmażony tłuszcz z dziecka, eleosilinum, aconitum, gałązki topolowe i sadze albo: z węża, jaszczurki, piórek wróblich i przepiórczych i żabiego skrzeku.[6] „Gdyśmy chodziły na chmiel do lasa, zeznaje jedna czarownica, nalazłyśmy miejsce okrągłe za łąką Maćkową, i mówiły inne, że tu czarownice tańcują, i niedługo wzięły mię z sobą na toż miejsce Bielicka i Kotwaska — i niosło nas coś wszystkie, nie chodziłyśmy piechotą, i tańcowałyśmy tam i innych dosyć było, ale nieznajome, bo miały kaptury na gębie. Grywał nam chłop nieznajomy, czarną gębę miał. Na długiem drewnie pijałyśmy piwo, ale nie wiem kędy je brały. Zbierają się tam na Boże Wstąpienie. Kotwaska i Bielicka były u mnie, namawiając mię z sobą. Te co były w kapturach, były grzeczne, pleczyste, biedrzyste, tańcowały z pany. Kotwaska świeczkę trzymała, a szklanicę ja, nalewając innym paniom. Na Łysej Górze bywa nas tam ćma, że okiem nie przejrzy. Smarowałam się u Kot-

  1. O. c. II, 251.
  2. W „Skarbcu ekonomji ziemiańskiej”, str. 158.
  3. Rzewuski. Nie-bajki, str. 104.
  4. Ludwik z Pokiewia. Litwa, str. 227.
  5. Wójcicki. Zarysy domowe. Warszawa 1842, 4 tomy; III, 146.
  6. Z aktów sprawy w Wiśniczu w r. 1688, Lud VII, 302-322.