Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ucałował jej ręce i do fotela poprowadził.
— Biedna mateczko, ileż to trudu i troski z mojemi dziećmi przenosisz! Gdybyż ci można ulżyć choć trochę!
— Chętnie podejmuję wychowanie dzieci, bo je kocham, ale mimo to powitałabym z radością zastępczynię swoją w domu i gospodarstwie w osobie twej żony, na którą dawno należało się zdecydować.
— Nie spotkałem do dnia dzisiejszego osoby, odpowiadającej moim pragnieniom i wymaganiom.
— A dziś?... Widzę, że wracasz w wesołem usposobieniu... Krystyna Bilecka jakże ci się podobała?
— Muszę przyznać, że niema przesady w tem, co o niej słyszeliśmy. Jest piękna, rozumna, ma szlachetne serce i dążenia. Z taką kobietą warto iść przez życie.
Matka popatrzyła z uśmiechem na jego twarz rozjaśnioną, na oczy zapałem błyszczące.
— Rada słyszę, że nareszcie znalazłeś kobietę według swego upodobania, mówiła pieszcząc przytuloną do swego ramienia ukochaną głowę jedynaka, ale posłuchaj mnie i bądź rozważny. Pierwsze wrażenie omylić może, a tobie nietylko żony, lecz i matki dzieciom potrzeba.
— Pamiętam o tem i właśnie dlatego Krystyna zdaje się odpowiadać naszym zapatrywaniom. Chciałbym, żebyś ją poznała, mateczko.
— Sam wpierw postaraj się lepiej ją poznać, mnie twoje zdanie wystarczy.
— Połóż się, mamo, czas na odpoczynek. Ja zajrzę do dzieci i gdyby tego była potrzeba, zastąpię cię przy nich do rana.