Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ponuro było na ziemi ojczystej, zmagającej się ze strasznym tyranem... ale po nocy następuje dzień... Oby on nadszedł jak najprędzej!...


II.


Północ już była gdy Krasnodębski dojeżdżał do swojej siedziby. Deszcz z wiatrem smagał niemiłosiernie, koń brnął po błocie, ciemność i pustka zewsząd go ogarniała. Nie zwracał na to uwagi, było mu jakoś miło i ciepło. Puścił koniowi wodze, a sam w myślach pogrążony, odtwarzał w duszy obraz Krystyny i ważył każde jej słowo. Nie krył tego przed sobą, że silne na nim sprawiła wrażenie, nietyle powabem swych wdzięków, co widoczną z całego jej zachowania i każdego wyrażenia, pięknością duszy. Nie znalazł u żadnej z panien w okolicy tego właśnie, co najbardziej cenił, co w nim czci uczucie budziło. Rad był ze zbliżenia i marzył, obojętny na wszystko inne w tej chwili, aż rżenie konia obudziło go z zadumy. Wjechał w aleję do dworu prowadzącą. W domu już wszyscy spali, na górze tylko w jednem oknie słabe błyskało światełko.
— Tak późno, a matka jeszcze nie śpi i czuwa... zawsze się czegoś niepotrzebnie obawia, myślał z pewnem niezadowoleniem.
Oddał konia stróżowi, by go do stajni zaprowadził, a sam, zrzuciwszy burkę, podążył na górę.
— Że też mama jeszcze nie śpi! zawołał z wyrzutem, gdy do niego wyszła na powitanie. Jakżeż można tak o swem zdrowiu nie pamiętać.
— Janinka jakaś chora, ma silną gorączkę, muszę przy niej czuwać.