Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

następcy tych bohaterów staną się godnymi spadkobiercami ich chwały męczeńskiej, bo w przeciwnym razie...
— Biada im! jeśliby skarbu przez ojców przechowanego szanować nie umieli. Nie godni zwać się ich dziećmi i wnukami, zasłużyliby sobie na wzgardę u współbraci, na kary wielkie tu i w wieczności.
— Nie, oni nie mogą zapomnieć tego, co ich przodkowie za siebie i za nich przecierpieli, a gdy ta krew męczeńska wolność religijną i narodową u Pana niebios nam wyprosi, pamięć ich czcią i miłością otoczą, bo cóż chlubniejszego w życiu, jak czuć się dziećmi męczenników za wiarę.
Na twarz Krystyny wybiegły rumieńce, oczy jak gwiazdy zapałem rozgorzały, Krasnodębski z niemym zachwytem w nią się wpatrywał.
Ujął jej rękę i rzekł wzruszony:
— Dzięki ci, pani, za chwilę serdecznego odczucia i to silne przekonanie, że ten straszny posiew katuszy i zniszczenia wyda plon obfity narodowi na wolność i chlubę, a wrogom na pohańbienie.
W tej chwili żegnać się zaczęto, czas było opuścić gościnne progi. W samą porę dla dwojga ludzi, co po raz pierwszy zetknąwszy się z sobą, jedność myśli i zapatrywań w sobie odkrywszy, rozstali się pod silnem, podniosłem wrażeniem, którego dalsza nie osłabiła rozmowa.
Krystyna w zadumie podeszła do okna. Od ganku dolatywał gwar pomieszanych głosów, trzaskanie batów, turkot odjeżdżających bryczek... Po szybach trzepał deszcz drobny, wiatr smętnie w gałęziach szeleścił, a wkoło było ciemno, chmurno... Tak ciemno,