Przejdź do zawartości

Strona:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to przynajmniej ciekawem, na tłum nędzarzy, którzy się cisną dokoła ogrodzenia na publicznym koncercie. Orkiestra rzuca skroś nocy śpiewy uroczyste, tryumfalne albo rozkoszne. Suknie wloką się i błyszczą; spojrzenia się krzyżują; próżniacy znużeni bezczynnością drepcą, udając z niedbałością, że ich muzyka nie zajmuje. Tutaj tylko bogactwo, szczęście, nic, coby nie oddychało i nie upajało się beztroską i rozkoszą oddania się życiu; nic, z wyjątkiem tej zgrai tam, opartej o baryerę zewnętrzną i chwytającej darmo na wolę wiatrów rzucone strzępy muzyki i patrzącej na to błyszczące rozpromienione wnętrze.
Jest zawsze rzeczą zastanawiającą to odbicie radości bogacza w głębi oka nędzarza. Ale owego dnia poprzez tłumy ubrane w bluzy bawełniane zobaczyłem istotę, której wytworność tworzyła rażący kontrast z całą trywialnością wokoło.
Była to kobieta wysoka, wspaniała i tak szlachetna w całym wyglądzie, że nie przypominam sobie, abym widział podobną w całej kolekcyi minionych piękności arystokratycznych. Cała jej osoba tchnęła wonią wyniosłej cnoty. Twarz jej smutna i wychudła dostrajała się wybornie do ciężkiej żałoby, którą miała na