Przejdź do zawartości

Strona:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczonym szalu, miała w całej swojej istocie dumę niezachwianą.
Widocznie była skazana przez zupełną samotność na przyzwyczajenia starego kawalera, i charakter męski tych obyczajów nadawał coś oryginalnie tajemniczego ich surowości. Nie wiem, w której nędznej kawiarni i w jaki sposób jadła ona śniadanie. Szedłem za nią aż do czytelni, i śledziłem długo, jak szukała w dziennikach ruchliwemi, niegdyś palonemi przez łzy oczyma, wiadomości ważnych i osobistych.
W końcu jednego popołudnia pod uroczem niebem jesiennem, tem niebem, z którego zstępują tłumnie żale i wspomnienia, usiadła sobie na uboczu w ogrodzie, aby słuchać daleko od tłumu koncertu, którym muzyka pułkowa raczy ludność paryską.
Jest to niewątpliwie mały zbytek tej staruszki niewinnej (albo tej staruszki oczyszczonej), dobrze zasłużone pocieszenie po tych dniach ciężkich, bez przyjaciela, bez rozmowy, bez radości, bez powiernika, którym Bóg kazał spadać na nią może już od lat! trzysta sześćdziesiąt pięć razy do roku.
I jeszcze jedna:
Nie mogę się nigdy powstrzymać, aby nie rzucić okiem, jeśli już nie sympatycznem wogóle,