Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

astronomii. Na początku tego wieku — opowiada współpracownik jednego z lepszych tygodników zagranicznych w zajmującym referacie — wszechświat był drobną, „domową aferą“. Gwiazdy ciągnęły się aż do krańców Drogi Mlecznej, kula kosmosu miała około 6 tysięcy lat świetlnych w średnicy, zagadkowe mgławice leżały spokojnie gdzieś pośrodku, nasz układ galaktyczny jak duży, pakowny balon mieścił w sobie wszystkie słońca, ciała niebieskie, świetliste welony i inne obiekty ciekawe. Przed ćwierćwiekiem mniej więcej zabrali się energicznie do roboty Amerykanie, najpierw świetny Shapley, później znakomity Edwin Hubble. Odkryto nowe sposoby mierzenia przeraźliwych odległości, stwierdzono, że niektóre z mgławic leżą wyraźnie daleko za Drogą Mleczną, że są skupiskami gwiazd, odrębnymi kosmosami, że istnieją „galaktyki“ oddalone od naszej o lat świetlnych dziewięćset tysięcy (mgławica w Andromedzie). Niezmordowany Hubble ogląda niebo przez największą, najdoskonalszą źrenicę świata — teleskop na Mount Wilson — i przyznać mu trzeba — doskonale umie patrzeć. Wymierzył dalekie kosmosy, nie są o wiele mniejsze od naszego, mają np. 40 tys. lat świetlnych, mierząc w poprzek od bieguna do bieguna. Dzielny astronom amerykański naliczył przez lat kilkanaście i przestudiował ze 44 tysiące takich galaktyk, wszechświatów „zagranicznych“, najdalszy z nich zaznacza się słabo na najczulszych kliszach,